Duchesse de Bourgogne – prawdziwie książęce piwo

Do piw belgijskich odnosiłem się z pewną taką nieśmiałością. Z jednej strony legendarny smak, z drugiej marka tak znana, że może się okazać przereklamowana.

Nic mnie jednak nie przygotowało na Duchesse de Bourgogne, piwo wprost niezwykłe.


Trunek od razu zaskakuje butelką. Wprost uderza jak śliczną i dopracowaną ma etykietkę, na której widnieje obraz przedstawiający księżniczkę Marię Burgundzką, jedyna córkę Karola Zuchwałego. Przyznam, że chyba nie widziałem ładniejszej etykietki.

Zaskakuje także rozmiar butelki – jest po prostu mała. Znacznie mniej, niż pół litra, do których przyzwyczaiłem swój karmiony regularnie piwem żołądek. No ale nic to, odkorkować trzeba.

Piwo autentycznie zaskakuje swoim wyglądem. Ciemne, nieco czerwone, z elegancką pianą, która po kilku chwilach opada. Ale, jak wielokrotnie pisałem, nie dla piany piję piwo. Gdybym chciał pianę, wsypałbym wiadro odplamiacza do pralki i cieszył się z wylewającej się górą piany.

Pierwszy łyk mnie wprost olśnił. To chyba najlepsze piwo, jakie do tej pory piłem, zupełnie niepodobne do innych piw. Najwyraźniej specjalna receptura ważenia kończona mieszaniem piwa, które ma półtora roku z piwem, które ma pół roku, daje wprost oszałamiające efekty.

W piwie da się wyczuć nuty kwaśniejsze, korzenne i owocowe. Wikipedia podaje, że czuć w nim wina owocowe, ja mam inne odczucie. Moim pierwszym skojarzeniem był kwas chlebowy rycerski. Nie wiem na ile Was to naprowadzi.

Jest to jedno z tych niewielu piw, przy których naprawdę żałowałem, że w kielichu widać dno.

Piwo ma też inną wadę. Jest drogie. Ale warto się szarpnąć choćby na jedną butelkę.

Inna sprawa, że według wyliczeń (nie moich) Belgia ma jedną, nieoczywistą zaletę. W tym kraju można, za ustawową płacę minimalną (miesięczną) kupić ponad 1100 piw, co daje 36 butelek dziennie. Jeśli to są takie piwa, zaczynam zbierać na bilet...

Podobało się? Polub bloga na Facebooku!




Komentarze

Popularne posty