Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz - folkmetalowiec w kinie

Na Kapitana Amerykę wybrałem się bez szczególnego przekonania. Akurat miałem dwa bilety, a nastoletni szwagier robi pod siebie na myśl o superbohaterach Marvela.


Bawiłem się lepiej, niż myślałem. A przy okazji naszło mnie kilka przemyśleń.
Zacznijmy od tego, że jestem fanem Iron Mana. Egocentryczny bohater do niemożliwości zadufany w sobie, który dodatkowo co chwilę rzuca jakiś zabawny tekst wydaje mi się znacznie ciekawszy niż płaski jak pustynia umysłu przeciętnego jankesa Kapitan Ameryka, radioaktywna kupa Hulk czy Thor, którego nawet nie będę komentował.

Jego, podobnie jak pozostałych wymienionych, zabrakło. Pozostał oczywiście Kapitan Stephen „Steve“ Rogers, USA skondensowane do absurdu, bohater walki z nazistami, komunistami i kosmitami. A przy tym wszystkim blondyn o czystym sercu, który jest patriotą, wierzy w obowiązki wobec ojczyzny i tak dalej, i tak dalej...

Kwestia dystansu

Kapitan Ameryka powstał właśnie w czasie II Wojny Światowej, gdy propaganda po obu stronach atlantyku (i pacyfiku zresztą także) pracowała pełną parą. O ile radziecka i europejska była cokolwiek siermiężna i dość ciężka, o tyle USA poszło w stronę obśmiania wroga i wykpienia go. W kamasze poszedł nawet Kaczor Donald a film z jego udziałem (od początku do końca propaganda, skądinąd znakomita) zebrał nawet Oskara. 



W estetyce wojennej nie trudno o patriotyczne, mdłe gadki, symbole i poczucie wspólnoty. Tyle, że obecna wojna wygląda zupełnie inaczej. I tu dochodzimy do tej subtelnej kwestii dystansu.

Oczywiście bez nadętych gadek, monologów rodem z przemówień wojennych i pustawych jak barbie przemyśleń o obowiązku żołnierza, Kapitan Ameryka nie byłby sobą, marka by się rozmyła i szlag by trafił całą otoczkę. To nadal gość, który dał Hitlerowi po mordzie.




Tyle, że w filmie miał do dyspozycji Czarną Wdowę i Falcona, którzy rozbrajali ten monolit kapitana. Czarna Wdowa prowadziła go przez meandry współczesnej wojny i miejskiego pola bitwy. A Falcon nawet po jednej z dętych gadek zapytał wprost: Stary, ty tak z głowy?

Charyzma zimowego żołnierza

Zupełnie innym kalibrem był jeden z głównych przeciwników Kapitana Ameryki - Zimowy Żołnierz. Przez cały film powiedział może trzy zdania a przez większość czasu miał twarz zasłoniętą złowrogą maską. Emanował tym osobliwym magnetyzmem, jaki wydzielają postacie tajemnicze i złowrogie.


A przy tym wymiatał. Sceny w których grzmoci w samochody z granatnika to esencja tego filmu. Jest wybuchowo, kolorowo, głośno i jest gigantyczna rozpierducha.

Przy tym znowu - dzięki swojej konstrukcji, nawet, jeśli to płaszczak pokroju Kapitana Ameryki, nie dane tego było widzowi uświadczyć. Za dużo było owiane tajemnicą.

Lateks, cycki i tyłek Scarlett Johanson

Na osobne omówienie zasługuje Czarna Wdowa, grana przez Scarlett Johansson. Osobiście uważam, że aktorka ma zbyt łagodną urodę jak na tak drapieżną postać, jednak seksapilu nie można jej odmówić.



I właśnie o ten seksapil chodzi. Krytycy od Wisły po Potomak (włącznie z New York Timesem) opisują ją w kilku zdaniach, jako ubraną w obcisłe trykoty, ociekającą erotyką ozdóbkę. Najwyraźniej kawałek cycka przesłonił im odrobinę resztę filmu.

Czarna Wdowa jest w tym filmie równoprawną partnerką Kapitana. To pogłębiona postać o swoich dylematach, charakterze, mocnych i słabych stronach. Oraz tych jasnych i ciemnych. Oczywiście, w filmie co i raz eksponowano seksapil Johansson pokazując lub odpowiednio sugestywnie zasłaniając kawałki jej ciała. Ale to były przebitki.

Dość powiedzieć, że większość gazet pisze o niej jako o seksownej fighterce w obcisłych lateksach. A ona pojawiła się w nich tylko w jednej scenie, na samym początku. Resztę filmu pomyka w dżinsach, trampkach i skórzanej kurtce. Normalna dziewczyna. Tyle, ze Scarlett Johansson.

Witaj na Facebooku

Na osobne omówienie zasługuje wątek główny. Fabuła jest oczywiście komiksowa, głupia i nieprawdopodobna. Ale zawiera jeden istotny element - big data.

O ludziach wiadomo coraz więcej. To nic nowego. Facebook, twitter, elektroniczne dzienniki, masy danych. A skoro nawet w Kapitanie Ameryce powiało przez chwilę Raportem Mniejszości, to znaczy, że nasza codzienność jest coraz mroczniejsza. Kapitan Ameryka tego nie łapie. Mam wrażenie, że przytłaczająca większość obywateli globu także.

Kapitan Polska

Po wyjściu z kina zacząłem się zastanawiać, jak wyglądałby Kapitan Polska. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to coś takiego:


 Jednak od razu zacząłem się zastanawiać: a do jasnej cholery, dlaczego? Dlaczego amerykanie, z całym tym ich niezdrowym żarciem, Guantanamo, Miley Cyrus i historią, która trwa najwyżej 500 lat (licząc Kolumba jako pierwszego Amerykanina) mogą być w sposób nieskrępowany dumni ze swojego kraju. Polska historia i państwowość jest bez wątpienia pełna rozmaitych wybojów i zakrętów.

Ale do pioruna, przecież jest z czego być dumnym. Przez 200 lat tego kraju nie było na mapie, a mimo to przetrwał. Ludzie przelali za niego masę krwi. I co? I teraz jak myślę, zapewne nie ja jeden, o Kapitanie Polsce, nie przychodzi mi do głowy Wiedźmin, Husarz ani Lisowczyk tylko wąsacz w klapkach i skarpetach?

To smutne.

Mamy oczywiście swojego superbohatera z prawdziwego zdarzenia, i nie mówię tu o Kapitanie Żbiku. To Biały Orzeł, wypadkowa Kapitana Ameryki i Iron Mana.



Już choćby z powodu tej odrobiny dumy z polskości warto się nad nim pochylić. I pewnie to zrobię - w najbliższym czasie.






Aha - jeśli tego jeszcze nie napisałem - ubawiłem się na tym filmie jak prosiak. Strzelają, wybuchają, granaty, samochody, rozpierducha i dęte gadki. Dokładnie to, czego oczekiwałem. W końcu nie zawsze trzeba wżerać frykasy, czasem człowieka najdzie ochota na taki paprykarz szczeciński. A wierzcie mi, że to był naprawdę dobry paprykarz.

Podobało się? Polub bloga na Facebooku!



Komentarze

Popularne posty