Aq Bure – Święte (świetne) pieśni



Pośród wszystkich soczystych bonmotów marszałka Piłsudskiego jeden z bardziej znanych głosi, że Polska jest jak obwarzanek – najlepsza na obrzeżach, w środku nic.


Nie byłbym może taki radykalny w ocenach, trudno się jednak nie zgodzić, że kulturowo najciekawsze są pogranicza.

Z tygla na kresach wschodnich wywodzi się Adam Mickiewicz. Obiektem zachwytu jest folk z Karelii na granicy Finlandii i Rosji. Chińska Mongolia Wewnętrzna co chwila produkuje jakiś interesujący zespół, który przebija się na naszą stronę Wielkiego Muru. 

Tatarów można nazwać taką kulturą wiecznego pogranicza. Przybyli do Europy wraz z armią Czyngis-chana z okolic Bajkału i zachodniej Mongolii. Osiedlili się między innymi na Krymie i w Polsce, na Podlasiu. W XIV wieku przyjęli islam (są sunnitami). 

W skrócie oznacza to, że są dalekowschodnimi wyznawcami bliskowschodniej religii osiadłymi w Europie. W takiej grupie łatwo o poczucie odrębności, zarówno etnicznej, jak i kulturowej oraz religijnej. Bez niego szybko roztopiliby się w przeważających masach indoeuropejskich sąsiadów. A oni trwają do dziś. Autonomiczna republika Tatarstanu jest jednym z najlepiej rozwiniętych regionów w Rosji, jest też jedną z niewielu wewnętrznych republik, gdzie etniczni Rosjanie nie stanowią większości (39,7 proc. Rosjan w stosunku do 53,7 proc. Tatarów).

Zaskoczenie z pogranicza

Napisałem ten przydługi wstęp jako tło dla wywodzącego się z Tatarstanu zespołu Aq Bure (po naszemu Biały Wilk, wiedźmińsko brzmi, ale to zbieg okoliczności). W zeszłym miesiącu wydali swój debiutancki album Sacred Chants. Kompozycje na płycie są ludowymi piosenkami i po kilku chwilach z Google można znaleźć ich wykonanie w aranżacji techno, ludowej, pop albo wręcz biesiadnej. 

Pomysł to karkołomny, ale na scenie folkmetalowej znany, z powodzeniem wykorzystywany choćby przez Eluveitie, którego hiciory, takie jak Inis Mona, Luxtos czy Celtos są w istocie bretońskimi tańcami w aranżacji folkmetalowej. Aq Bure poszło na całość. Debiutancki krążek pełen jest właśnie takich cukierasów folkowych. 

Efekt jest intrygujący. Po raz kolejny odniosę się do Elu, do którego zawsze mam ten sam zarzut – płyty są nierówne i pośród kawałków, które ruszają bryłę z posad świata, są i mocno średnie oraz nudne. Tutaj tego problemu nie ma – płyta jest tak równa, że wydaje się wręcz płaska. Brakuje kawałków wyraźnie słabszych od reszty, jednak żaden się nie wybija ponad wysoką dla tego krążka przeciętność. Brakuje znanego z wielu płyt efektu „o Ku**a!” po trafieniu na utwór znacznie lepszy od reszty. 


W moim odczuciu najmocniejszym kawałkiem jest Nige Yana Yoregem, co przetłumaczyć można „Czemu moje serce płonie”. Utwór jest dynamiczny, urozmaicony, wokal doskonale współgra z linią melodyczną i dobranymi instrumentami, a wejście chóru wspaniale wzmacnia refren. Choć nie ukrywam, że poprzednia aranżacja, do odsłuchania na YouTube, bardziej mi się podoba. 

Słowem kluczem jest tutaj „dynamika”. Płyta jest raczej leniwa, wręcz kontemplacyjna. To nie jest metal dla fanów dzikiej rozwałki, szaleńczego tempa i wyrywania flaków. Miejscami nazwałbym to wręcz ostrzejszym folk rockiem, choć zespół potrafi pokazać pazury w solówkach i riffach. 

Przykry jest brak ludowych instrumentów. Przesterowane brzmienie gitar, choć bez wątpienia buduje klimat i dobrze spełnia swoją rolę, brzmi strasznie tanio bez wsparcia jakiegoś ludowego instrumentu. Z kolei mocną stroną jest wokal. Dziewczyny mają miłe dla ucha głosy o przyjemnej barwie, a technika śpiewu jest niespotykana. To nie są kolejne klony Chylińskiej, Sandry Nasic czy Anny Murphy – są sobą i świetnie im to wychodzi. 

Płyta z pewnością nie jest dla każdego. Niewiele dla siebie znajdą tu miłośnicy powtarzalności, znanych brzmień czy spauperyzowanej wersji folk metalu w stylu „death z gwizdkiem”. Wielbicieli szybszych rytmów prawdopodobnie krążek znudzi. Wreszcie nie każdemu przypadnie do gustu tatarska egzotyka, wyczuwalna w śpiewie i melodiach. 

Co nie zmienia faktu, że moim zdaniem jest rewelacyjna. Choćby dlatego, że poszerza nasze zamknięte w indoeuropejskim gettcie muzycznym horyzonty. Do odsłuchania na ich Bandcampie.

Podobało się? Polub bloga na Facebooku!




Komentarze

Popularne posty