Ols – rzecz o harmonii i pięknie


Wiele jest definicji piękna. Inaczej patrzy na nie artysta czy historyk sztuki, jeszcze inaczej matematyk. 
Tym bardziej warto przesłuchać co ma do zaproponowania Ols, jednoosobowy projekt muzyczny, którego motywem przewodnim jest harmonia.

Artyści stoją na stanowisku, że piękno leży w niepowtarzalności. Faktycznie, brzmienia zawarte na Ols, są świeże i nie potrafię wskazać zespołu czy artysty, który brzmi podobnie.

Kobieca magia

Krążek cechuje kobieca delikatność i wrażliwość. Ci, którzy szukają pogańskiego pazura, raczej go nie znajdą. Tajemnica, groźba ukryta woalem szeptów, tak, jak w utworze Woda – oczywiście. Ale ten album to raczej otwarte dłonie, a nie zaciśnięte pięści. Wokalistka świetnie odnalazłaby się jako szeptucha, która korzysta z tej niewyjaśnionej, kobiecej magii. Niby nikt w to nie wierzy, a jednak działa.
Jednym z moich skojarzeń była Enya. Obie artystki uczyniły głos najważniejszym instrumentem i wokół niego budują swoje kompozycje. Enya jednak sięga intensywnie po elektroniczne wzmacniacze, modyfikuje swój głos komputerowo, by efekt był możliwie najmniej realny, oderwany od naszej nudnej rzeczywistości. 
W przypadku Ols pozostajemy przy ziemi, przy prawdziwych instrumentach. Znajduje to także odbicie w stylu ubioru wokalistki i jej tekstach – jedno i drugie odwołuje się do subtelnej, kobiecej strony słowiańszczyzny, z jej tajemnicami, nocną magią i szeptami. Najbliżej chyba jest stara Garmarna, zwłaszcza z takimi utworami jak klasyczne „Herr Holger” oraz „Herr Mannelig”.



Reklama, czyli postaw mi piwo



Symetria dźwięków w ruchu

Matematycy z kolei uważają, że piękno leży w prostocie i symetrii, z czym zgadza się wielu filozofów (trudno jest znaleźć twierdzenie, z którym nie zgadza się żaden filozof). Ols jest płytą minimalistyczną, wszelkie instrumenty stanowią oprawę dla głosu wokalistki. Album mógłby być nagrany a capella i w zasadzie niewiele by stracił. Podstawą wszystkich utworów jest harmonia, w której widać nawet inspirację muzyką sakralną. Wokalistka jako chór sprawdziłaby się świetnie.
Przez cały album nie mogłem pozbyć się skojarzeń z klimatem 3 części komputerowego Wiedźmina. Wyraźna była inspiracja dźwiękami natury, niewyjaśnionym złem czającym się w mroku oraz ludźmi, który ten mrok próbują nazwać po swojemu. Być może z tego względu fragmenty w których wokalistka przełamuje tę harmonię (na przykład w utworze „Woda”) wywoływały u mnie pewien dysonans.
Tak więc jest w tym matematyczne piękno symetrii.

Oczarowało mnie właśnie to subtelne, minimalistyczne połączenie unikalności z harmonią. Otwierający krążek utwór „O drzewach” wielokrotnie słuchałem, rozgryzając to wielokrotnie jak wielowarstwową zagadkę tekstu i muzyki. Podobnie można opisać utwory „Kołysanka” oraz „Pożegnalna”. Z kolei „Krew na mchu” i „Chmielna” przemówiły do mnie mniej. Utwór „Chmielna”, mimo tekstu sugerującego zabawę i picie piwa, śpiewane jest z usypiającą manierą kołysanki, co wywołało cichy, ale jednak zgrzyt.
Ols jest bez wątpienia artystką dojrzałą. Nie brak jej ani wrażliwości, by stworzyć coś nowego, iść swoją drogą, wbrew utartym schematom. Wielu fanów oczekuje, że powstanie wreszcie „polska Wardruna” lub „polskie Eluveitie”. Ols wskazuje, że nie ma sensu iść utartą ścieżką, bo ani to odkrywcze, ani w sumie produktywne. Być może właśnie dlatego w moim odczuciu na albumie najsłabsze są covery – utworu Unfurl Katatonii oraz Bloodbirds od Agalloch. Zazgrzytał mi nawet język angielski w głosie artystki.
Krążek zdecydowanie nie jest dla każdego. Ale zdecydowanie warto się przekonać.

Podobało się? Polub bloga na Facebooku!




Komentarze

Popularne posty