Donatan kontra Percival - rzecz o własności intelektualnej

Spór Donatana z zespołem Percival Schuttenbach spowodował, że ten zasłużony dla polskiej sceny folkowej i folk-metalowej zespół znalazł sie na różnych pudelkach i innych onetach w kontekście, w którym zdecydowanie sobie tego nie życzy.

W kontekście naruszenia praw majątkowych. A wszystko z powodu umowy. A w zasadzie jej braku.



Percival Schuttenbach nagrał muzykę folkową na płytę Równonoc Donatana, co wyjaśnia podstawową wątpliwość - skąd ten hiphopowy burak znalazł słowiańską melodię. I gdyby na tym sprawa się zakończyła, byłaby to kolejna historia sukcesu.

Tyle, że zespół nie podpisał z Donatanem umowy. A przecież Percival Schuttenbach to starzy wyjadacze na rynku muzycznym, co chwilę gdzieś grają i generalnie jest o nich głośno

Zawód twórcy


Mam tego pecha, tudzież to szczęście, że jestem uczony w piśmie. Oznacza to, że podobnie jak Donatan czy Percival Schuttenbach (a w zasadzie muzycy na ten kolektyw się składający) zarabiam dzięki prawu własności intelektualnej. A sama własność intelektualna to taki dość osobliwy twór - gdy ktoś rąbnie samochód, sprawa jest prosta. A gdy rąbnie na przykład teks (w formie plagiatu) muzykę (nie płacąc kompozytorowi i grajkom) lub inne tego typu dobro (oprogramowanie, zdjęcie itp.) zarówno kradnący jak i społeczeństwo podchodzi do tego z pewną rezerwą.


Oczywiście nie jestem zwolennikiem rozumienia prawa intelektualnej własności tak samo jak prawa własności, bo to absurd. Choćby dlatego, że wspomniany samochód lub ukradziony laptop są dobrami mniej replikowalnymi - mam małą szansę, że na podstawie ukradzionego citroena skręcę sobie na strychu osiem podobnych. A podprowadzony plik mp3 bezkosztowo roześlę wszystkim znajomym. To wymusza inne rozwiązanie.

Według słów zespołu Percival Schuttenbach, Donatan im najzwyczajniej w świecie ukradł efekt pracy, czyli nie zapłacił za muzykę, którą skomponowali i nagrali. Gdyby mieli podpisaną umowę, sprawa byłaby czysta - podpisał umowę, winien jest x, naliczamy odsetki karne, fakturki lecą, a w sytuacji naprawdę kryzysowej, windykatorzy.

Bez umowy na dobrą sprawę mamy słowo przeciw słowu. Donatan mówił, że projekt miał być mało komercyjny (dwa teledyski.... tjaa...), mówił, że mają być wynagradzani od koncertów, a może nawet mówił, że jak się solidnie nafuka to widzi wiły i strzygi. Ale mówił. Jakby to samo napisał, byłoby wszystko oczywiste.

I działa to w drugą stronę. Jeśli Percival Schuttenbach rzeczywiście zrzekł się autorskich praw majątkowych (nie wierzę, ale załóżmy) to z kolei Donatan okazuje się ćwokiem, że nie chciał tego na papierze. Jak widać ta muzyka jest warta grubą kasę, o którą warto się bić.

Dbaj o swój interes


Świat jest pełen cwaniaków, którzy dybią na twórców. Proponują darmowe robienie zdjęć (będziesz miał do protfolio!), pisanie lub właśnie tworzenie muzyki. Podpisanie umowy opatrzonej odpowiednimi klauzulami (do wykorzystania niekomercyjnego, wynagrodzenie w formie prowizji od sprzedaży albumu itp...) zabezpiecza interesy obu stron. W tej chwili robi się bagienko, z którego Percival Schuttenbach stara się wyciągnąć swoją kasę a Donatan - swój wizerunek.

Gdyby obie strony podpisały stosowne umowy, cwaniakowania by nie było.

Podobało się? Polub bloga na Facebooku!



Komentarze

Popularne posty