Wardruna - Yggdrasil

Blog z założenia ma dotyczyć piwa i kultury piwnej. Z tego względu osobliwe jest rozpoczęcie publikowania od recenzji płyty - jednak dobrze pić piwo do jakiegoś ciekawego tła, choćby muzycznego.

Wardruna to niezwykły zespół. Swoją pierwszą płytę (Gap var ginnunga) nagrywali siedem lat. Lider projektu, Kvitrafn, znany z formacji Gorgoroth, gdzie uprzejmy był bębnić, uznał, że komputerowo generowane szumienie wody lub strzelanie iskier z pochodni mu nie wystarczy. Brał więc sprzęt na plecy (względnie do bagażnika) i nagrywał szumiące potoczki w Norwegii. Muzykę nagrał na historycznych instrumentach i także nie zadowalał się półśrodkami - skoro bęben jest z koziej skóry, trzeba zarżnąć kozę i oskórować. Żadnych kompromisów. Efekt powalił słuchaczy na wszystkich kontynentach.

Brakuje ci w tym elektroniki? Przeczytaj moją recenzję "Survival of the Fittest" zespołu Krampus


Yggdrasil jest drugą częścią trylogii Runaljod. Jest zarazem podobna i zupełnie inna od poprzedniej części.

Podoba ci się ten klimat? RunaFolk jest podobna do Wardruny

Poprzednia płyta pokazywała wyłanianie się świata z nicości. Była to pusta przestrzeń pierwszych bytów ubrana w dźwięki. Minimalistyczne, zagrane w chłodny, norweski sposób. Minuty szemrzącego potoku, deszcz bębniący o ziemię i płonąca pochodnia. Ogień, ziemia i woda.

Yggdrasil to mityczny jesion z nordyckiej mitologii reprezentujący świat. Cały, stworzony świat, pełen życia, ludzi, bogów i demonów. I taka jest ta płyta. Żywa.

Przeczytaj także dlaczego metal ma mniej fanów niż rap

Kvitrafn i Gaahl, którzy tworzą ten projekt omówili co oznacza każdy utwór (którego tytuł jest jednocześnie nazwą runy) oraz jak przygotowywali się do nagrania. Pełne radości ale i niepokoju "Fehu" opisuje ziemskie radości i bogactwo. "NaudiR" opowiada o sile jaką jest życie. Przed nagraniem Kvitrafn pościł przez trzy dni oraz wyziębił organizm brodząc półnago w śniegu. Odarł płomień życia z bezpieczeństwa, jakim jest sytość i ciepło, by ujrzeć go w całości. Ubrał w dźwięki to, czego żyjący między supermarketami, telewizją i internetem ludzie nawet nie próbują dotknąć.

Płyta jest rewelacyjna. Oszczędna w środki, jednocześnie pełna życia. Dopracowana w każdym calu. Nie ma słabego kawałka. Nie ma taniego efekciarstwa i przesytu, tak charakterystycznego dla dzisiejszych czasów. Polecam usiąść w środku nocy ze słuchawkami na uszach i słuchać. I popłynąć.

A trzecia część trylogii Runaljod będzie nosiła tytuł Ragnarok. Koniec świata.

Podobało się? Polub bloga na Facebooku!




Komentarze

  1. Świetna recenzja, naprawde można aż usłyszeć szum wody. Wcześniej z takich zespołów, czy bardziej z takich klimatów podpadało mi tylko Eluveitie, na Wardrunę trafiłam niejako poprzez oglądanie "Wikingów", myślałam że zwyczajnie twórcy serialu zrobili taką muzykę jako podkład dla lepszego klimatu. Ale jednak nie i tu miłe zaskoczenie, ostatnio słuchałam starszego albumu "Gap Var Ginnunga" i momentami jest lepszy niż ten nowszy.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty