Zimowy Monarcha, czyli Lancelot to jednak szuja
Z twórczością Bernarda Cornwella zapoznałem się dzięki
książce Azincourt – Pieśń Łuków. I wpadłem, książka mnie wciągnęła jak błocko wciąga kopyta ciężkich wierzchowców.
Dlatego z wielką nadzieją sięgnąłem po Zimowego Monarchę,
książkę tego autora osadzoną w czasach króla Artura. I się nie zawiodłem.
Każdy mniej więcej zna legendy arturiańskie, choć nie
spotkałem chyba nikogo, kto znałby je dobrze i potrafił wskazać źródła, dzięki
którym je poznał. Są to opowieści tak mocno osadzone w naszej kulturze, że
chyba każdy chłopak w podstawówce biegał z kijem udającym miecz i bił się z
innymi rycerzami okrągłego stołu (owszem, to absurdalne, ale dzieciakom to nie
przeszkadza).
Poganin Artur i rycerze zbutwiałego stołu
Tyle, że powszechne wyobrażenie Artura jako rycerza w
lśniącej zbroi płytowej z półtoraręcznym Excaliburem u pasa całkowicie rozmija
się z legendą. A książka Cornwella w tym samym stopniu rozmontowuje mity
osadzone w naszej społecznej świadomości, co jest wierna legendzie.
Brytania wyłaniająca się z książki jest dzika, niebezpieczna
i targana dziesiątkami konfliktów. Królem może tytułować się każdy, kto ma choć
skrawek ziemi wielkości Mazowsza, bluszcz porasta niszczejące rzymskie gmachy a
poganie i chrześcijanie walczą o dusze za pomocą mieczy, obelg i przekupstw. Duchy dosłownie stąpają pośród ludzi.
Szczególnie interesujący jest właśnie aspekt pogański
przedstawiony w książce. Artur i wielu rycerzy okrągłego stołu to poganie. Narrator też jest poganinem. Stary i nowy król to chrześcijanie. Napięcie wzrasta między wyznawcami dawnej wiary, którym
rzeź na Anglesey i postępująca chrystianizacja przetrąciła kręgosłup, a
chrześcijanami, przekonanymi, że koniec świata i ponowne przyjście Jezusa to
kwestia tygodni, najwyżej miesięcy. I przez to radykalizują się.
Przeczytaj o rzezi Anglesey/Inis Mony
Jednocześnie książka jest tak napisana, że czytelnik ani
przez chwilę nie wątpi, że Merlin, potężny druid(!), umie rzucać czary, wpływać na
los świata myślą i kształtować rzeczywistość jak gilnę. Jego magia, choć potężna, jest po
prostu subtelna i mało spektakularna – za to skuteczna. I groźna.
Mad Max na wierzchowcu
Dojmujący jest też osobliwy, na swój sposób postapokaliptyczny
klimat. Ówczesna Brytania została opuszczona przez Rzymian, którzy narzucali
swoje obyczaje, architekturę i modę. I z jednej strony byli znienawidzonymi
najeźdźcami, z drugiej, nieśli postęp. To oni zbudowali termy, w których grzeją
się bohaterowie, trakty po których przemieszczają się armie i pałace, w których mieszkają bogatsi królowie. Tyle,
że nikt nie umie tego naprawiać i dziury w dachach łata się słomą.
Lubisz czytać? Przeczytaj co sądzę o Sezonie Burz Sapkowskiego
W tak brutalnych czasach oczywiście akcja toczy się wartko.
Jednak klimat budowany jest na detalach. Na wszechobecnej wierze w duchy,
dotykaniu żelaznej klamry u pasa by odwrócić zły urok oraz pośpiesznym
przeżegnaniu się po splunięciu w stronę poganina. Na błocie oblepiającym
sandały i smrodzie kości gotowanych przez druidkę Nimue odprawiającą mroczne
czary.
Lubisz mroczne czary? Przeczytaj o albumie Yggdrasil zespołu Wardruna
Przeczytałem z wielką przyjemnością. Wam też zdecydowanie
polecam. Zwłaszcza, że to pierwszy tom całkiem zacnej trylogii (dokańczam drugi
tom).
Aha. Lancelot to szuja.
Komentarze
Prześlij komentarz