Eluveitie – Ven - Early Years
Gdy miałem kiepski komputer, zwykłem
mawiać, że grafika w grach się nie liczy. Gram dla klimatu i
fabuły, mówiłem, po raz kolejny przechodząc Baldurs Gate II.
Teraz mam znacznie lepszy komputer.
Więc gram i dla grafiki, i dla fabuły. I, wbrew pozorom, widzę tu
dużą zbieżność z reedycją pierwszych dwóch albumów Eluveitie.
A najbardziej z Ven, ich demówką.
Darujcie mi ten przydługi wstęp. Sama idea łączenia folku
z death metalem zaprezentowana na Ven powaliła mnie jak pięść Taranisa. Jednak
samo demo, jak to demo, nagrane było w słabej jakości i średnio
zmasterowane.
Było także nierówne. Miałem
wrażenie, że Eluveitie dopiero szukało na siebie recepty, wahając
się między melodyjnym Lament, a urywającym głowę Druid.
Potrzebujesz czegoś prawdziwie pogańskiego? Zapraszam do recenzji płyty Yggdrasil, zespołu Wardruna
Potem nastała płyta Spirit, która
zmieniła oblicze folk metalu, materiał na zupełnie osobną
historię. Historię, którą zresztą napiszę, prawdopodobnie za
tydzień.
Prawdziwe Ven
Ven tymczasem leżało sobie u mnie i
czekało na lepsze czasy. W końcu zespół zdecydował się na
reedycję, dzięki czemu dostałem ten sam materiał, po ponownym nagraniu,
zmiksowaniu i zmasterowaniu. Słowem – materiał, który powstałby,
gdyby Eluveitie było od początku zespołem znanym i poważanym, a
nie grupą, która musi pokazać swój potencjał.
Oraz nie musiało się szczypać z kasą na najlepsze studio i producentów.
Oraz nie musiało się szczypać z kasą na najlepsze studio i producentów.
Krążek zyskał nowe życie. Tak, jak nie gra się dla
grafiki, tak nie słucha się muzyki dla jakości dźwięku i
produkcji.
Ale jednak – to ma znaczenie.
Ale jednak – to ma znaczenie.
Na krążku wyraźnie słychać, że ekipa z Eluveitie doskonale wiedziała, co grać. Chcieli po prostu pokazać swój
potencjał. Są kawałki w stylu Spirit, Slanii, zaryzykowałbym
nawet, że Verja Urit an Bitus i Lament mają w sobie coś z brzmienia Helvetios.
Słychać, że zespół przy Ven wiedział, co grać, a na kolejnych płytach eksperymentuje. Z drapieżnym Spirit, melodyjnym Helvetios czy przy wyrafinowanych kompozycjach Slanii. Kierunki były znane, pozostało iść tymi ścieżkami i sprawdzić, co leży na końcu ścieżki.
Leżało dzisiejsze Eluveitie.
Szukasz muzycznych eksperymentów? Zapraszam do płyty Survival of the Fittest zespołu Krampus
Słychać, że zespół przy Ven wiedział, co grać, a na kolejnych płytach eksperymentuje. Z drapieżnym Spirit, melodyjnym Helvetios czy przy wyrafinowanych kompozycjach Slanii. Kierunki były znane, pozostało iść tymi ścieżkami i sprawdzić, co leży na końcu ścieżki.
Leżało dzisiejsze Eluveitie.
Black metal nie zawsze musi być krieg
Przeczytałem sporo hejtu w internecie,
że po wygładzeniu płyta straciła swoją drapieżność i ostrość.
Nie zgadzam się.
Płyta straciła chrobot, szumy i
przytłumione brzmienia. Zyskała na jakości dźwięku. A, że
wycięli z Lamentu drumlę? No i co? Owo słynne, kultowe brzmienie
blackowych, undergroundowych kapel, słyszane także w Ven, to po
prostu słaba jakość dźwięku.
Jeśli kogoś jara ten klimat, ok, rozumiem. Ale obiektywnie rzecz biorąc, nie ma mowy o utracie pazura, wręcz przeciwnie.
Lubisz dobre dźwięki? Sięgnij do działu Muzyka
Jeśli kogoś jara ten klimat, ok, rozumiem. Ale obiektywnie rzecz biorąc, nie ma mowy o utracie pazura, wręcz przeciwnie.
Ven to swietna płyta. Teraz po prostu wyraźniej to słychać.
Miło, że wreszcie ktoś to powiedział...Jestem absolutnym zwolennikiem tego typu zabiegów, uważam, że muzyka ma brzmieć jak najlepiej i naprawdę nie czułem nigdy tworzenia "klimatu" złą jakością dźwięku...może dlatego zawsze wolę Death metal od Black Metalu...w każdym razie starego Ven nie byłem w stanie słuchać (a Eluveitie kocham szczerze), natomiast reedycji mogę słuchać w kółko jak wszystkich innych płyt Elu ;)
OdpowiedzUsuńMnie na przykład znacznie bardziej podchodzi Uis Elveti w wersji z Ven niż ze Spirit. Uważam, że lepiej wykorzystali damski wokal i całość brzmi bardziej różnorodnie niż z ich pierwszego longplaya.
UsuńA już szczególnie lubię reedycje kultowych gier w HD lub z poprawioną grafiką. To, co uważałem za ładne jakieś 6 czy 10 lat temu dzisiaj straszy - więc miło jest pograć w gierkę taką, jaką ją zapamiętałem, a nie taką, jaka jest w rzeczywistości.